Ciao!
Jestem już w Polsce jakieś 2 tygodnie, ale dopiero teraz się zebrałam na pisanie. Niedawno też obchodziłam urodziny, bo 5 sierpnia i skończyłam już 14 lat! Ale jestem stara... :D
A jak wrażenia? Hmm... Muszę przyznać, że się zakochałam w tym kraju i języku.
A pogoda wyśmienita! Gdy wyszłam z autobusu czułam się jak w saunie i to dosłownie, ale da się przyzwyczaić do klimatu :)
Samo miejsce, półwysep Gargano, jak wspominałam w poprzednim poście, to tzw. ostroga włoskiego buta. Są tam tereny uprawne, pełno turystów i pysznego jedzenia, Te makarony, cieniutkie pizze, lody, oliwy, pomidorki i pomarańcze, jeszcze niedojrzałe ale dobre... Kurczę, zgłodniałam :D
Jak ktoś mi nie wierzy, to polecam jechać w te rejony i wypróbować :)
Z językiem i dogadaniem się z tubylcami jakoś nie było problemów. Jeszcze w autobusie dostaliśmy karteczki z potrzebnymi zwrotami po włosku i starałam się jak najwięcej ich używać. Oczywiście nie obeszło się bez angielskiego i migowego hahah :p
Raz pojechaliśmy do okolicznego miasteczka Rodi Garganico na zakupy i to wieczorem, kiedy dopiero miasto się budzi do życia. Czekając na autobus, podeszły do mnie i koleżanek dziewczyny. Wyglądały na jakieś 16/17 lat, ale były bardzo sympatyczne. Kiedy zapytałyśmy je o wiek, okazało się, iż mają po 11,12, 13 lat. Bardzo przyjemnie się nam rozmawiało, wymieniłyśmy się numerami i facebook'ami. Wtem pojawił się nasz transport i pożegnałyśmy się, niestety, pewnie raz na zawsze.
W sumie większość atrakcji była w nocy lub późnym wieczorem. Granie w butelkę z domownikami i sąsiadami ( :D ), dyskoteki, gdzie tańczyliśmy przeróżne układy z Jerrym i innymi animatorami do np. takich piosenek:
Wracaliśmy koło 1 w nocy, także było super :)
Wieczorem kilka razy wybraliśmy się na plażę, a z koleżankami wbiegłyśmy w ubraniach do morza :D A zachód słońca... nieziemski! Macie tu kilka fotek : )
Jakoś pod koniec pobytu we Włoszech odbył się rejs wzdłuż brzegu Gargano. Pogoda oczywiście dopisała. Płynęliśmy obok skał, jakich się w Polsce raczej nie znajdzie, grot, lasów i malowniczych miasteczek. Zatrzymaliśmy się na kamienistej plaży, żeby się poopalać i popływać. Około 2 metry od brzegu woda miałą chyba ze 3 metry głębokości!
Były jeszcze inne wycieczki: Monte Sant' Angelo (Góra Św. Michała) i San Giovanni Rotondo, czyli miejsce, gdzie żył św. Ojciec Pio. Widzieliśmy także jego ciało. Uwierzycie, że po tylu latach w ogóle się nie rozłożyło?
San Giovanni Rotondo |
Monte Sant' Angelo |
Te 10 dni minęło, niestety, bardzo szybko. Nie da się nie tęsknić za tymi miejscami i przede wszystkim-za ludźmi. W ostatni dzień byliśmy ostatni raz na basenie, a w drodze powrotnej zwiedziliśmy Loreto, gdzie jest Dom Świętej Rodziny z Nazaretu oraz Wiedeń.
Bardzo miło wspominam tę kolonię i mam nadzieję, że za rok też pojadę :) ♥
A tu łapcie tradycyjnie fotki (DZISIAJ SPAM ^^):
W pokoju |
Loreto |